Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


Przyłącz się do Nas i przeżyj swoją przygodę.
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Angéle Annabelle Fleur De La Lévitoux

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Angéle De La Lévitoux
Kapitan drużyny
Angéle De La Lévitoux


Status krwi : Czysta
Rok nauki : V
Patronus : Łabędź
Różdżka : 16 cali, Drzewo Różane, Mało giętka, Włos z głowy wili, Znakomita do rzucania uroków
Partner/ka : Alexander Schulz
Najlepszy BFF : Tylko ta, która jest taka jak ona
Wróg : Najczęściej zazdrośnice lub te, od których uciekli do niej faceci
Liczba postów : 13
Join date : 14/11/2010
Skąd : Paryż, Francja

Angéle Annabelle Fleur De La Lévitoux Empty
PisanieTemat: Angéle Annabelle Fleur De La Lévitoux   Angéle Annabelle Fleur De La Lévitoux EmptyNie Lis 14, 2010 5:57 pm

Angéle Annabelle Fleur De La Lévitoux
Angéle Annabelle Fleur De La Lévitoux 5345

Klasa:
V
Preferowany dom:
Slytherin
Status czystości:
Arystokratycznie czysta
Historia + opis najbliższej rodziny
Jeanette De La Lévitoux - 35 lat, Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Co dziwne, jest dokładnie taka sama jak jej przybrana córka. Ma taki sam charakter - zimny, ironiczny i mściwy, nigdy nie była słodkim aniołkiem.
Christophér De La Lévitoux - 37 lat, Szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów. Były zawodnik reprezentacji Francji, był szukającym. Pomimo tego, ze Ang nie jest jego rodzoną córką ma tak samo duże umiejętności latania na miotle jak on sam.


Zima. Wyjątkowo sroga w tym roku jak na panujący tam nieco cieplejszy klimat. Temperatura wahała się w granicach zera przechylając się to w jedna to w drugą stronę, ale praktycznie stała w miejscu. Był to wyjątkowy dzień bo wielkimi krokami nachodziło Boże Narodzenie. Po dzielnicy willowej, jednej z najbardziej okazałych. Tu mieszkali ci najlepsi i najbogatsi, znana i ceniona paryska śmietanka. To tu mieszkańcy nie zważając na mrozy w ostatnich dniach pędzili do sklepów by kupić prezenty na bliskich lub świątecznego indyka. Bogate panie, ubrane w prawdziwe i drogi futra i towarzyszący im panowie przewijali się po okolicy. Ulice zablokowane były przez mugolskie samochody, ścieżki zapełniały tłumy ludzi. Zewsząd dochodziły świąteczne kolędy pomieszane z piskiem opon i trąbieniem rozwścieczonych kierowców wykrzykujących obelgi pod nieznanym adresem. Jednak nikt nie zauważył małego zawiniątka, leżącego pod drzwiami jednaj z willi. Widać było, że to coś żywego, poruszało się a nad nim unosiła się para. Nie wydawało jednak żadnego dźwięku, najprawdopodobniej spało. Nie zbudziły go hałasy a ludzie wydawali się nie widzieć go, jakby było niewidzialne. Lub może też byli zajęci swoimi sprawami by nawet w idealnie oświetlonej ulicy nie zobaczyć dziecka.
Być może w końcu umarło by z zimna i głodu gdyby drzwi domostwa nagle się nie otworzyły. Nie wiadomo z jakiej przyczyny, jakby to był impuls. Stała w nich młoda kobieta, ubrana w krótką, czarną sukienkę i futrzane bolerko. Ze zdziwieniem wpatrywała się w zawiniątko leżące na progu. Wyglądała na nieco przestraszoną. Rozejrzała się wokół, ale żaden jugol ani czarodziej nie spojrzał w jej stronę, jakby jej nie było. Ponownie spuścił wzrok biorąc do ręki dziecko. Zza rąbka koca wychyliła się mała twarzyczka, tak słodka i jednocześnie piękna, że umiałaby zaczarować swoim urokiem każdego. I bez wyjątku udało się to zrobić pani LaVélle. Zabrała dziewczynkę zamykając za sobą drzwi.
Gdy tylko to zrobiła księżyc wychylił się zza chmury oświetlając miejsce, gdzie uprzednio leżała niebywałej urody dziewczynka...

Angéle, bo takie nadano jej imię siedziała w swoim pokoju. Była ciepła wiosna, słońce chyliło się ku zachodowi. Jej niebiańska twarz lśniła coraz większym pięknem tak, że nie mogła prawie wyjść na ulice bo zaraz zostawała otaczana wianuszkiem chłopaków. Sama nie rozumiała czemu tak się działo. Była ładna, ale czuła się taka inna. Jej jasne włosy lśniły i opadały w miękkich falach aż do połowy pleców. Wyglądała jak anioł zesłany z nieba. Widać nie bez powodu nadano jej takie imię. W tamtej chwili wyglądała na 10 lat, tak przynajmniej sobie ubzdurano bo ona praktycznie się nie starzała.
Rozległo się ciche pukanie i do pokoju weszła jej matka.
- Słonko - zaczęła - Muszę coś ci powiedzieć. Czekałam z tym prawie dziesięć lat i najwyższy czas by ci to wyznać.
Odwróciła się ze zdziwieniem na twarzy. Co mogła nie wiedzieć?
Przybrana rodzicielka wzięła głęboki oddech i wypaliła:
- Nie jestem twoją prawdziwą mamą.
Oczy wili zrobiły się większe a jej zdziwienie sięgnęło zenitu. Milczała nie wiedząc co powiedzieć.
- Mam nadzieję, ze to zrozumiesz - powiedziała i zaczęła opowieść. - Nie jesteśmy twoimi rodzicami. Gdy miałaś około paru dni znaleźliśmy cię pod swoimi drzwiami. Nie wiedzieliśmy jak się tam znalazłaś, ale coś nas zmusiło by zajrzeń na próg. Nikt też cię nie widział chociaż musiał bo tyle osób się tak krzątało. A to tak jakbyś była dla innych niewidzialna. Pewnie też..się zastanawiasz dlaczego wszyscy są tak tobą zainteresowani i wystarczy, że na nich spojrzysz oni już są przy tobie, prawda?
Pokiwała głową bo wciąż nie mogła nic powiedzieć. Strach zastąpiło zaciekawienie.
- Doszliśmy z tatą do wniosku, że...że jesteś wilą.

Mając 11 lat dostała list z Beauxbatons z informacją przyjęcia do francuskiej szkoły magii na co także nikt się nie dziwił. Każdy z rodziny chodził do tej szkoły, z małymi wyjątkami. Jednak każdy kto urodził się we Francji nie szukał innej.
Jako dziecko była grzeczna i wychowana, nie sprawiająca żadnych kłopotów. To co wymagał rodzinny honor ona się podporządkowywała i była prawdziwą arystokratką jak to nazywali jej rodzice. Nie raz była chwalona innym, a oni sami byli dumni jak pawie słysząc liczne pochwały na jej temat.
Ale, ale. Jak wiadomo charakter umiał się zmienić. Mimo, że wciąż miała głęboki szacunek do tradycji, ale tak naprawdę nie przypominała tego aniołka sprzed paru lat chociaż była wciąż taka na twarzy. Stała się władcza i wredna, nie mająca prawie żadnych skrupułów, gdy ktoś jej zlezie za skórę. Chłodna, wyniosła i nieprzestępna. Taka była w Beauxbatons , gdzie została powitana entuzjastycznie, szczególnie ze strony męskiej. Wysłała ją tam matka, która sama tam chodziła i uważała, że tam zadbają o jej dalszy rozwój i maniery. Nigdy nie narzekała na brak adoratorów, którzy za nią chodzili wszędzie i robili wszystko co ona sobie zażyczyła ani też na koleżanki bo przyjaciółek od serca nie miała. Żadna nie była do końca godna najwyższego zaufania z jej strony chociaż prawie się paru do tego kwalifikowało.
Miała zasadę, że poprzestanie na adoratorach ponieważ nie chciała rzucać po tygodniu a spodziewała się, że tak może być. Już tak musiała, gdy okazywało się, że ten zdradza jednak robiła to bez bólu. Nawet sprawiało jej to pewnego rodzaju rozrywkę, kochała potem układać intrygi, które mogłyby ich do końca zniszczyć. W żadnym nie była do końca zakochana, można powiedzieć, że była tylko zauroczona a to i tak zdarzyło się tylko jeden raz.
Poznała innego, bardziej odpowiedzialnego i traktującego ją poważnie chłopaka. Wszystko było pięknie, jak z bajki. On kupował jej kwiaty, zapraszał na romantyczne kolacje, fundował jej praktycznie wszystko co chciała. Wodziła go za nos, ale nie wiedziała, że on też nie był taki dobry. Wykorzystał ją, mówiąc wprost. Wiedział, że była gwiazdą szkoły i chciał się wkupić w jej towarzystwo i jej życie. Małe zawiedzenie nie trwało długo, prędko oprzytomniała, prędzej niż ktokolwiek by pomyślał. Czuła tylko złość. Zemsta była słodka...Bardzo słodka, praktycznie zniszczyła go, nie umiała mu potem wybaczyć.

Był bal bożonarodzeniowy. W Beauxbatons od dawna przygotowano się do tego wydarzenia. Dziewczyny wyciągały najlepsze suknie a chłopaki szukali partnerek. Ona sama nie mogła narzekać na brak propozycji, które docierały do niej lawinowo. Każdy chciał z nią iść, ale ona wybierała rozważnie, nie chciała iść z byle kim. W końcu wybrała chociaż nie było to proste. Nie posiadał się ze szczęścia, gdy mu to powiedziała. Reszta patrzyła na to zawiedziona, mieli nadzieję, ze szczęście im dopisze i wybierze właśnie jego. Los chciał inaczej.
Nadszedł ten dzień. Długa, perłowo szafirowa suknia opinała jej ciało podkreślając kształty. Schodziła ze schodów ku sali balowej a wzrok był skierowany właśnie na nią. To ona była postacią, na której skupiony był cały zachwyt i zazdrość. Było wiadome, ze to ona była główną atrakcją tego balu. Jej partner stał tuż u podnóża czekając na nią. Minę miał jakby dwa razy pod rząd wygrał w loterii, jakby spełniło się jego największe marzenie. Kto wie czy takiego nie miał?
Zatrzymała się przed nim czując wlepione w nią oczy innych par czekających na oficjalne rozpoczęcie. Pocałowała go w oba policzki uśmiechając się promiennie i złapała go za ramię ustawiając się w kierunku drzwi. Inni rozmawiali, śmiali się, byli w wręcz szampańskich humorach. Jednak nikt nie wyglądał tak olśniewająco jak ona i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

Sala balowa wydawała się być jeszcze wytworniej urządzona niż w poprzednich latach. Królowało w niej srebro, biel i błękit, który widniał na każdym skrawku przestrzeni. Z sufitu spadał zaczarowany śnieg, który nie był materialny. Opadał nie zważając na to, ze napotykał na swojej drodze przeszkody. Zanikał dopiero, gdy dotykał ziemi. Lodowe statuy stały w całej Sali, nie rozpływały się tak samo jak śnieg a nawet zdawały się same być żywe.
Elfy śpiewały i grały na instrumentach. Niemal tak samo pięknie jak ona, ale nie mogła odmówić, ze świetnie im to wychodziły. Jednak nie miały tej hipnotyzującej nuty.

Tańczyła z kolejnym chłopakiem, który najwyraźniej był zadowolony, że miał za partnerkę właśnie ją. Wykazywała to jego twarz, rozanielona, wciąż wpatrzona tylko w nią jakby świata nie widział. Zdawała się nie zauważać, że tak zachowywała się połowa męskiej części sali. Owszem, schlebiało jej to, nie każda urodziła się wilą. I nie każda zasłużyła na to. Czasami sądziła, że to jest pewnego rodzaju zadanie i trzeba po prostu umieć je wypełniać. A ona robiła to doskonale, nie powstrzymując i nie próbując zmieniać swojej natury. Nie chciała, uwielbiała taką być. Nie miałoby to sensu, wiedziała, że w tej potyczce nie wygra. Zerknęła ukradkiem na rozwścieczone panny pod ścianami lub filarami. Ten widok wywołał na jej twarzy lekki, dumny uśmiech, ale starała się nic nie pokazywać. Starała się być miła i wyniosła, wychowana tak, jak wypadało. Męczące, ale konieczne. Ktoś nie mógłby wytrzymać tej powinności chociaż mówią, że takie życie jest sielankowe i bez żadnych wad. Oni nigdy nie poznali co to znaczy arystokracja. Ale nie, bynajmniej na to nie narzekała.

Mijały kolejne utwory, a ona była przekazywana z rąk do rąk proszona przez coraz innych i na coraz dłuższy czas. Nie umiała powiedzieć ile już utworów przetańczyła ani z kim tańczyła. Chociaż każdy taniec wbrew pozorom wydawał się inny i nie dlatego bo każdy prowadził ją inaczej. Takie miała wrażenie. Właśnie to kochała w balach – to, że każdy był inny i niezapomniany, ale nie każdy to umie dostrzec.
Każdego było marzeniem zatańczyć z młodą królową tego przyjęcia. Bez protestów na wszystko się zgadzała zastanawiając się kiedy uda jej się uwolnić.
Minęła północ. Została opuszczona już przez ostatniego partnera, który dziękował jej chyba za bardzo niż kultura tego wymagała, ale odeszła prędko ze środka parkietu by zająć miejsce przy stoliku z paroma innymi pannami, które zawzięcie o czymś dyskutowały. Były to niewielkie stoliczki, porozstawiane wzdłuż całej sali, tuż przy ścianach. Większe były postawione w bardziej widocznych miejscach.. Nie dziwota, ze była dziewczyną, z którą każdy chciał chociaż jeden jedyny raz zatańczyć. Sama nie mogła sobie odmówić, ze była piękna i pożądana.
Piękna. Mało pasujące słowo. Piękne to były inne dziewczęta, które z zazdrością przyglądały się jak to inni ją prosili do tańca podczas, gdy one same okupywały filary przy bokach sali. To ona tutaj rządziła i to ona była tutaj najbardziej szanowana i chciana. Nie miała sobie równych, a podobna istota jeszcze się nie narodziła by ją pokonać. Cóż, matka natura ją hojnie obdarzyła, może nawet niezasłużenie, ale co będzie się tym przejmować?
Obserwowała innych uczniów, którzy tańczyli lub przynajmniej udawali, ze to robią. Czasami ledwo zdusiła śmiech, gdy widziała parę, która wyglądała tak, jakby słowo "taniec" było im obce.
Kolejne tańce, plotki, wymienianie uwag, strumienie wytwornych trunków, które lawirowały pomiędzy gośćmi w lekkich i delikatnych kieliszkach jeśli w ogóle w czymś były. Idealnie przezroczyste, tak jakby płyn utrzymywał się w powietrzu i chylił lekko na boki w rytm kroków. Pochwyciła szybkim ruchem z tacy przechodzącego obok kelnera i wypiła całość jednym ruchem nadgarstka. Odstawiła go z powrotem na tacę i podpierając się ręką lustrowała wzrokiem salę, przebiegając spojrzeniem po twarzach migających jej przed oczami osób. Rozwścieczone panny wciąż stały pod ścianami z założonymi rękami wypatrując kogoś do tańca na co niewielkie były szanse.
Przed jej osobą szybko zaczęła się gromadzić kolejka prosząca o chociaż jeden taniec co powitała z delikatnym uśmiechem na licu. Tak, miała spory wybór, ale partner tylko jeden. Wstała z krzesła wpatrując się w migoczące oczy chłopaków. Będzie czekała aż któryś się przemoże i sam ją złapie za rękę.
Nie musiała długo wyczekiwać. Jeden korzystając z okazji porwał ją z oblegającego tłumu. Nie znała go, nigdy nie widziała a nawet nie spodziewała się takowego tutaj pomimo tego, że większość twarzy znała z niezliczonej ilości bali. Prowadzona delikatnie znalazła się na środku parkietu i zaczęła lawirować pomiędzy innymi z niebywałą gracją i wdziękiem, jak to zawsze robiła. Nie dziwota, ze była dziewczyną, z którą każdy chciał chociaż jeden jedyny raz zatańczyć.

Dochodziła północ, gdy wszystko się skończyło. Tłum uczniów zaczął się wylewać przez drzwi a inni nieświadomi niczego jeszcze kołysali się objęci lub nie chcieli jeszcze Kończyc zabawy. Ona sama również wychodził z brunetem. Była w dobrym jak na nią nastroju, miedzy innymi dlatego, ze wyrwała jednego z największych przystojniaków w szkole. Na pożegnanie pocałowała go prosto w usta nie zważając na gwizdy i oklaski, dochodzące ze wszystkich stron. Widziała rozwścieczone lub zazdrosne miny innych dziewczyn, które oglądały tą scenę. Poczuła dumę. Jednak nie wiedziała, że jest ktoś, kto jest bardziej rozwścieczony od innych...

Był późny wieczór, dwa dni po balu bożonarodzeniowym. Połowa szkoły znajdowała się w domach, ona nie miała ochoty w tym roku do niego wracać. Lubiła spędzać je w szkole. Nienawidziła, gdy coś się wydarzy wtedy, gdy jej nie ma. Jednak nawet nie o to chodziło. Sama nie wiedziała dlaczego tak woli. Zamek miał jakąś aurę.. Kierowała się w kierunku lochów zadowolona, ze udało jej się poderwać jednego z największych przystojniaków w całej szkole. I tym razem miała zamiar go nie rzucać chyba, że będzie do tego zmuszona. Przypominała jej się wciąż sytuacja sprzed roku i tylko wypełniało ją gniewem.
I nie miała zamiaru być litościwa. Nie tolerowała zdrady i jak tylko się dowie, że chciał ja wykorzystać ze względu na to, ze jest ładna i popularna a bardziej temu będzie chodziło o pierwsze bo na drugie nie może narzekać czeka go ten sam los co Marcusa. I to może jeszcze gorszy jak wystarczająco będzie wściekła. Zemsty to jej specjalność i dzięki nim umiała się pozbyć delikwenta bez większego bólu. Nie umiałaby wybaczyć nigdy.
Nawet nie zauważyła, ze w lochach był ktoś jeszcze, ukryty w cieniu, tak by nie było widać jego twarzy. Podeszła bliżej. Ujrzała delikatnie mówiąc niezbyt ładną dziewczynę z powodzeniem mogącą startować w parodii miss jednak nic nie powiedziała. Zignorowała ją i poszła przed siebie nie chcąc nawet pytać co osoba z innego domu robi przy wejściu do jej. Jednak zatrzymała się, gdy ta zaczęła:
- Jesteś zadowolona? - zapytała ze złością
Obróciła się na pięcie z twarzą wyrażającą całkowite lekceważenie i znudzenie.
- Tak, jestem dziękuję za zainteresowanie. - uśmiechnęła się złośliwie i poszła dalej.
Dziewczyna zdawała się być całkowicie zbita z tropu. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi więc przeszła do sedna. Jej wybuch mógłby być porównany do wybuchu małej bomby. Jej głos odbijał się od zimnych ścian lochów.
- Rzucił mnie! Właśnie dzisiaj! Ze względu na ciebie! Ja go kochałam a ty się chcesz pobawić! - wycedziła z jadem
Teraz już i ona była lekko wkurzona. Znowu się obróciła, ale teraz wyraźnie na jej twarzy malowało się zimno i sarkazm.
- Jeśli ci o niego chodzi to on sam mnie wybrał i to nie moja wina więc z łaski swojej nie psuj mi tak ładnego wieczoru. A poza tym - uśmiechnęła się złowieszczo - Nie jesteś jedyną osoba, której chłopak uciekł do mnie. Powinnaś się cieszyć, ze miałaś takiego fajnego faceta - odrzekła z wyraźnym akcentem na słowo "miałaś"
Dziewczynie otworzyły się ust, nie mogąc nic wydusić. Zabrakło jej słów. Jednak po paru cichych sekundach wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie...

Pewnie każdy teraz by pomyślał, ze zaklęcie trafi w nią i koniec zabawy. Jednak wtedy musiałby nie znać mademoiselle De La Lévitoux. Szybkim ruchem odbiła promień, który trafił w bliżej nieokreślonym kierunku. Sądząc po głuchym dźwięku musiało w kogoś trafić. Nie przejęła się. Jednak dziewczyna wciąż kipiała złością, która wzmogła się patrząc na to, ze nie udało jej się zaatakować.
- Zwariowałaś? - syknęła z różdżką w pogotowiu mierząc ją morderczym wzrokiem
Jakby tylko miała możliwość trafienia jej strumieniem ognia. Jednak nie mogła sobie pozwolić. Szkoda.
Nie miała zamiaru dalej kontynuować. Nie chciała zaczynać, wolała żeby cząstka winy nie była po jej stronie. Na jej twarzy rozkwitł tylko złowieszczy uśmieszek, ale oczy wciąż mogłyby zabić.
Nie zauważyła nawet, gdy do lochów przybiegła dyrektorka razem z jednym uczniem. Minę miała surową, ale nie napawała ją skruchą. Z dumnie podniesioną głową patrzyła na nią.
Cholerny prefekt.
- Co tu się dzieje? - zapytała - Robicie pojedynek? Od tego jest klub, nie korytarz! Poza tym powinnyście już dawno być w łóżku - popatrzyła na zegarek.
Zerknęła na chłopaka jakby chcąc go zatłuc za to, że poszedł do samej dyrektorki. Ale czym ona się przejmuje?
Zląkł się pod jej wzrokiem jakby mówił "Przykro mi, nie wiedziałem, że chodzi o ciebie"
- Nie pani dyrektor, ta dziewczyna - kiwnęła na nią - Sama rzuciła na mnie zaklęcie. A właściwie chciała to zrobić bo je odbiłam - w jej głosie zabrzmiała lekka nutka dumy
Kobieta podniosła brew.
- Czy to prawda, panno LaCroix?
Dziewczyna spuściła głowę nie odzywając się. Cała złość z niej odpłynęła, jakby jej nie było. Widok samej dyrektorki ja przeraził. Tym bardziej, ze było wiadomo z góry, że jest na straconej pozycji. Każdy kto z nią miał czelność zadzierać na takiej był.
Uznała to za potwierdzenie.

Poczuła radość, gdy znów zobaczyła swój dom. Tak, jakby powróciła do niego po długich latach a nie zaledwie po paru miesiącach. Jednak towarzyszyło temu dziwne uczucie czegoś nowego.
Chciała być sama. Chciała przemyśleć ostatnie 24 godziny w spokoju i zastanowić się nad tym co zostało postanowione. Jednak nie było jej to dane. Rodzice chcieli z nią to przedyskutować. Czy nikt nie umiał tego zrozumieć, że nie chce być w tej chwili z kimś?
Spłynęła po schodach, nie dotykając prawie stopni. Wciąż miała na sobie niebieskie, jedwabne szaty Beauxbatons. Nie docierało do niej, ze już nigdy ich nie założy bo zastąpią je inne.
Siedzieli na bogato zdobionym fotelu przed marmurowym kominkiem, w którym wesoło tańczyły ogniki. Matka jak zwykle nienagannie ubrana była najbliżej jej, ale ona wciąż stała na środku salonu, bez słowa czekając na ich reakcje.
- Kochanie, wiemy, że to nie twoja wina, ale naprawdę ustaliliśmy, ze tak będzie lepiej - zaczęła matka łagodnym tonem - Planowaliśmy to już od roku, ale wciąż nie wiedzieliśmy czy to nie będzie błąd. Można było powiedzieć, że teraz okazja sama się nasuwa pod rękę. Pojedziesz do Hogwartu, do Anglii. Od przyszłego roku.
Milczała. Nie chciała ukazać swoich prawdziwych uczuć. Na jej twarzy widniała chłodna, obojętna maska porcelanowej lalki, która nigdy nie miała dane już się uśmiechnąć. Tak naprawdę złość się w niej gotowała.
Skinęła głową, że zrozumiała.
- Pogadaliśmy z ojcem z dyrektorką. Możesz czuć się usatysfakcjonowana, ta dziewczyna została wyrzucona ze szkoły - kontynuowała z nieco chłodnym wyrazem twarzy. Już sobie wyobraziła jak jej matka wywierała wpływ na kobietę dopóki nie sprawiła, żeby mademoiselle LaCroix została ukarana. Kąciki jej ust lekko podniosły się do góry.
- Nauczysz się języka, poznasz inną kulturę. Dobrze ci to zrobi.
Ponownie kiwnęła głową. Nie miała zamiaru zaprzeczać lub próbować zmienić ich decyzję. Wiedziała, że już na to za późno i wszystko jest z góry załatwione.
- Trafisz tam na początku przyszłego roku. Możesz już powoli zacząć się z tym oswajać i dobrze ci radzę zacząć się uczyć angielskiego. Wątpię, ze porozumiesz się tam francuski, włoskim czy rosyjskim. A o ile wiem tego jeszcze nie próbowałaś. Cóż za nieopatrzność z naszej strony, że jeszcze nie załatwiliśmy ci lekcji. Trzeba jak najszybciej znaleźć ci nauczyciela!
Jeanette zerwała się z fotela. Pewnie pobiegła wysłać sowę. Westchnęła pod nosem. Nie lubiła Anglii, nie przepadała za tamtą pogodą. Będzie tęskniła za Beauxbatons, ale nic już nie poradzi. Popatrzyła na ojca błagalnym wzrokiem, ale ten wzruszył ramionami. No tak, mogłaby się założyć, że cały pomysł był jej mamy. Bo kogo innego?
Uznała, ze rozmowa została zakończona. Pobiegła do swojego pokoju zatrzaskując drzwi.

Ojciec odprowadzał ją na peron 9 i 3/4 razem z matką. Wszyscy a właściwie ona wzbudzała powszechne zainteresowanie swoją osobą na co nie zwracała zbytniej uwagi. Była już do tego przyzwyczajona w Beauxbatons. Rodzice specjalnie przyjechali do Anglii by pożegnać córkę, która będzie od nich dalej niż kiedykolwiek wcześniej. Może i było im trochę żal, ale nie pokazywali tego. Widoczna była tylko arystokratyczna duma i wyniosłość przez co niektórym mogłoby się wydawać, że jej rodzice są niezwykle surowi co nie do końca było prawdą. Ojciec szepnął.
- Na pewno jest to dobry pomysł? Sam nie wiem, mam małe wątpliwości
- Poradzę sobie. - zapewniła jego córka z lekkim uśmiechem - Nie martwcie się o mnie, jak nie było problemu we Francji, tu tym bardziej.
Chyba powinni wiedzieć co miała na myśli...
Pociąg zagwizdał sygnalizując, że lada chwila ruszy z peronu. Angéle pospiesznie pożegnała się z rodzicami i pobiegła do środka mijając grupki innych rodziców, którzy machali swoim pociechom a z szyb wychylały się roześmiane buzie i machające ręce. Ona sama usiadła w jakimś wolnym przedziale nie zaglądając już za okno wiedząc, że oboje się zdążyli teleportować z powrotem do Francji. Mieli dużo pracy, jak zwykle z resztą, ale ona była już do tego przyzwyczajona. Powoli znikali za horyzontem a słońce leniwie wciągało się po niebie by po jakimś czasie znów się chylić ku zachodowi.

Charakter:
Cóż, chyba nikt do końca nie zna panny Angéle. Chociaż nie jest tajemnicą, że jest niezwykła. Nie, ona jest wyjątkowa.
Trzeba podkreślić, że jest piękna a przy tym przebiegła. Wie doskonale, że dzięki swojemu wyglądowi umie dużo zdziałać, ale także wrodzonym umiejętnościom postawienia na swoim. Nikt nie potrafi jej się sprzeciwić a biada temu kto to uczyni. Jednak nikt jeszcze tego nie próbował, szczególnie facet, bo akurat oni rozpływają się przy niej jak lód w letnim słońcu.
Jest ambitna, zazwyczaj jak postawi sobie cel, dąży do niego nawet po trupach, byle żeby go osiągnąć.
Chłodna, seksowna a przy tym chodząca zagadka. To podstawowe określenie oddające jej naturę. Jest zagadką bez rozwiązania, przynajmniej na taką wygląda. Głównie z powodu, że przed nikim się nie otwiera, nikomu nie powierza sekretów, uważa, ze bezpieczniej jest być nie do końca ufnym, wszyscy potrafią takiego człowieka wykorzystać.
Dumna. To również jest pewne. Chodzi z wysoko uniesioną głową, nigdy nie spuszcza wzroku w czubki swoich butów. Pewność siebie to jej zasada, której nigdy nie łamie. Nie masz jej? Będzie ci bez niej w życiu ciężko. Tacy wyjątkowo są podatni na wpływy. Szczególnie jej.
Ironiczna i sarkastyczna? Owszem, zawsze taka jest. To jej nieodłączny atrybut, ironia zawsze kwitnie na jej twarzy, podobnie jak wyuczona perfekcyjnie obojętność.
Kocha być w centrum uwagi i nie musi się o to starać ponieważ zwykle gdziekolwiek się znajduje cała uwaga jest skupiona na niej.
Mściwa. Nie popuszcza zniewagi, oszustwa, nienawidzi nieszczerych ludzi lub tych, którzy zwyczajnie nadepną na jej odcisk. I lepiej się wtedy bać bo ona po prostu takich niszczy. I bez użycia bardzo skomplikowanych środków chociaż kocha intrygi, które często bywają bolesne. Jednak do tych najgorszych ucieka się tylko wtedy, gdy się naprawdę zasłuży. Można powiedzieć, że są zarezerwowane dla "najlepszych".
Jej zaufanie jest ciężej zdobyć niż obrabować najbardziej strzeżony bank. Krukonów, Gryfonów, Puchonów...zazwyczaj nimi pomiata, wyjątki są bardzo nikłe a Ślizgoni? Niektórych traktuje jak powietrze, często sądzi, że niektórzy nie są godni by być w domu węża. Jednak jeśli już komuś uda się zdobyć niemożliwe czeka wiele przywilejów i coś, co się marzy wszystkim a co jest dalsze niż gwiazdy na niebie...
Niekwestionowana ta "najlepsza". Otacza się wianuszkiem adoratorów i świty, ich poddanych. Chcesz być jednym z nich? Postaraj się, jeśli coś w sobie masz. Jeśli nie...nie łudź się, że cię zauważy.
Miłość? Czyżby żart? Nie wierzy, nie wierzy w prawdziwą miłość, przynajmniej w jej wypadku. Nie brakuje jej kandydatów, trzeba przyznać, że chodzi za nią praktycznie cała męska część szkoły, robiąca sobie wielkie nadzieje na coś co graniczy z cudem. Nigdy nie wybiera byle kogo, chociaż niektórzy dostąpili tego zaszczytu, ale...cóż, musiała szybko się ich pozbyć a na ich miejsce po jakimś czasie wskoczył kolejny kandydat, który niczym się nie różnił od poprzedniego. Ale może kiedyś nadejdzie ten dzień...
Przyjaciele? Sama nie wie czy jakiegoś ma. A jeśli ma to jednego, zaufanego i więcej, proszę się nie łudzić, nie będzie miała. No chyba, że zdarzy się mały wyjątek i wila stworzy świętą trójcę co nawet lepiej brzmi w nazwie. Razem są w stanie rozkręcić nawet najgorszą imprezę, podręczyć biednych uczniów czy nawet po prostu pogadać. Ale kto nim jest kto będzie taki jak ona? Takich ludzi wbrew pozorom jest mało bo w końcu ona jest wyjątkowa.
"Kto dosięgnie najwyższej gwiazdy...?"

Różdżka
16 cali, Drzewo Różane, Mało giętka, Włos z głowy wili, Bardzo elegancka, Znakomita do rzucania uroków

Zainteresowania/Hobby
Śpiew i taniec. Jest w tym mistrzynią i nikt nie umie jej w tym pobić. Robiła i kochała to już od wielu lat, gdy zażądała od rodziców by zapisali ją na takie zajęcia. Często sobie podśpiewuje pod nosem francuskie, hipnotyzujące piosenki, najczęściej te smutne bo one są według niej wyjątkowo piękne.
Wygląd i zakupy. Lubiła być w centrum zainteresowania i nawet nie musiała się starać. Dba o urodę i potrafi stać godzinę przed lustrem mimo, że nie ma nic do poprawiania. Przy tym kocha zakupy i jak tylko ma okazję leci do mugolskich sklepów i nosi normalne ubrania, nienawidzi szkolnych szat. I nikt nawet nic nie robi z tego powodu szumu, że ubiera się inaczej.
Od dziecka uczyła się grać na instrumentach. To też było bardzo wymagane. Jednak nigdy się nie sprzeciwiła bo musiała przyznać, ze to było nawet przyjemne i podobało się jej to. Nauczyła się przez wszystkie lata życia grac na skrzypcach, fortepianie i harfie, przy czym to ostatnie jest bardzo rzadko spotykane. Mało ludzi już na tym gra.
Mało kto wie, ze dziewczyna potrafi mówić kilkoma językami. Oprócz ojczystym francuskim i angielskim posługuje się między innymi jeszcze włoskim, hiszpańskim, rosyjskim.

Ciekawostki
Kapitan i szukająca

Skąd wiem o forum?:
Partnerstwa

Powrót do góry Go down
Administrator
Admin
Administrator


Liczba postów : 62
Join date : 07/11/2010

Angéle Annabelle Fleur De La Lévitoux Empty
PisanieTemat: Re: Angéle Annabelle Fleur De La Lévitoux   Angéle Annabelle Fleur De La Lévitoux EmptyNie Lis 14, 2010 6:18 pm

I na kolejnym forum się spotykamy Smile

Akceptuję.
Powrót do góry Go down
https://hogwartsschoolmagics.forumpolish.com
 
Angéle Annabelle Fleur De La Lévitoux
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Réve - Angéle De La Lévitoux

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart :: Karty Postaci :: Uczniowie-
Skocz do: